Ziemia drży i dudnią dzwony
Oto pędzi medyk szalony
Jest wezwanie? Rzecz to święta!
Los podesłał mi pacjenta!
To okazja niesłychana
zordynować tego pana!
Już diagnozy leci iskra:
żadnej szansy dla Ministra!
Na psychozy mam narkozy.
Na wzrok krótki niezabudki.
Na ból głowy krok żółwiowy.
Na zatrucie dziury w bucie.
Niezawodnie oryginalna
medycyna niebanalna
Puls słabiutki, smętna mina...
Nie pomoże aspiryna!
Pod oczyma duże cienie,
więc wyczuwam nadciśnienie...
Tętno cienkie — jak u lenia,
czyżby chory z urojenia?
Niepotrzebna konsultacja
—
Operacja! Operacja!
Na psychozy mam narkozy.
Na wzrok krótki niezabudki.
Na ból głowy krok żółwiowy.
Na zatrucie dziury w bucie.
Zażądałem wreszcie Nobla
Oni na to: Zaraz, hopla!
Wymień swoje osiągnięcia!
Więc ja na to — bez zadęcia:
W mej karierze wyśmienitej
raz mi pacjent uszedł z życiem!
A co z resztą?! —
Krzyczą w gniewie;
Jak to co? To co zwykle!
Reszta w niebie!
Na psychozy mam narkozy.
Na wzrok krótki niezabudki.
Na ból głowy krok żółwiowy.
Na zatrucie dziury w bucie. [2]