Na sali wielkiej i błyszczącej
Tak jak nocne Buenos Aires
Które nie chce spać
Orkiestra stroi instrumenty
Daje znak i zaraz zacznie
Nowe tango grać
Siedzimy obok obojętni
Wobec siebie jak turyści
Wystukując rytm
Nie będzie tanga między nami
Choćby nawet cud się ziścił
Nie pomoże nic
Chociaż płyną ostre nuty
W żyłach płonie krew
Nigdy żadne z nas do tańca
Nie poderwie się
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest
Zaleje w końcu Buenos Aires
Noc tak gęsta jak atrament
A gdy przyjdzie brzask
Co było w naszych sercach kiedyś
Kiedyś jak świecący diament
Cały straci blask
I choć będą znowu grali
Bóg to jeden wie
Nigdy razem na tej sali
Nie spotkamy się
Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest [2]
Ależ się szum zrobił.
Budka Suflera, wzorzec rockowego grania startuje z jakimś – przepraszam za wyrażenie – tangiem? Czyżby Romuald Lipko stracił kompozytorski pazur? Czyżby wyłagodniał Andrzej Mogielnicki i teraz już będzie pisał tylko o fiołkach i motylkach? A jednak to były pozory, choć z początku ewentualny sukces był mgławicowy i nie przewidywany.
Po pierwsze Budka, od dłuższego czasu nie nagrała przeboju. Niepowodzenie wydanej w 1995 r. płyty zatytułowanej „Budka_Suflera_Noc”, zostało przyjęte z pewną nerwowością. W powietrzu wisiało pytanie „Co dalej”? Mówi Romuald Lipko: na początku wzięliśmy na przeczekanie. A może rock wróci? Ale nie wracał. No to trzeba było odważnie wkroczyć w rejony, które nas zbliżą do nowego pokolenia. Przez cały czas istnienia zespołu spieraliśmy się (ale to dobrze) o jego kształt muzyczny.
Krzysiek [Cugowski] słuchał innej muzyki,
Tomek [Zeliszewski] innej, a ja jeszcze innej. Wiedziałem, że nie będzie łatwo ich przekonać, ale jestem dość uparty i podjąłem ryzyko.
Przekonać trzeba było nie tylko kolegów do nieco złagodzonego, bardziej melodyjnego brzmienia, trzeba było przekonać Andrzeja Mogielnickiego do ponownego podjęcia współpracy, oraz Tomka Zeliszewskiego, że skończył mu się monopol, na teksty dla Budki.
Artystyczna symbioza między Lipką a Mogielnickim przez wiele lat falowała. Po udanych piosenkach z płyt „Ona przyszła prosto z chmur” i „Za ostatni grosz”, wykreowaniu na największą polską gwiazdę
Izabeli Trojanowskiej, artyści rozstali się w gniewie. Nic w tym dziwnego, skoro Mogielnicki spowodował odejście Izy, a potem założył konkurencyjną grupę
Lady Pank, z – co gorsze – byłym gitarzystą Budki,
Janem Borysewiczem. Przerwa trwała do 1992 r., kiedy nazwisko Mogielnickiego znów pojawiło się na płycie „Budka_Suflera_Cisza”. Potem fala opadła, zapadła zaś prawdziwa cisza
Używając słów klasyka można powiedzieć, że łączy nas z Romkiem „szorstka przyjaźń” – śmieje się Andrzej. Ale też i zawodowstwo. Po kilku „cichych” latach, przed Wielkanocą 1996 r. zgłosił się do mnie Krzysztof Świątkowski. To był wydawca płyt Budki i podjął się roli emisariusza. Przywiózł kasetę z sześcioma kompozycjami Lipki. Niechęć, niechęcią, ale to były naprawdę znakomite kawałki. Oho, pomyślałem, Romek wrócił do formy. I wziąłem się do roboty. Najwięcej kłopotu miałem z pewną melodią, pod którą, nie wiadomo skąd, od razu podłożyły mi się słowa „bo do tanga trzeba dwojga”. Tyle, że to z tangiem nie miało nic wspólnego.
Początek tej kompozycji, to dźwięki, które później miały towarzyszyć słowom „bo do tanga trzeba dwojga, zgodnych ciał i chętnych serc”. – mówi kompozytor. Miałem te nutki, niczym klocki układanki, ale sporo czasu zajęło mi ich ułożenie we właściwej kolejności, w odpowiednim rytmie. No i kiedy niczym w szyfrowym zamku wszystkie cyferki mi się ułożyłem, wiedziałem, że w tym sejfie jest bardzo mocny numer.
Nadstawiłem ucha – wspomina Andrzej Mogielnicki – i spodobał mi się ten numer, ale myślę „nie napiszę go”, bo to nie moja poetyka, nie rockowa estetyka. Ale słucham, słucham i znów mi się to skleja z tym tangiem. A tu gitary grają, żadne tam tango. I wiem, że albo to, albo nic z pisania. Okres przedświąteczny, Ulka [żona], coś tam warzy, a że ma wykształcenie muzyczne idę do niej i z nadzieją mówię
– posłuchaj tego, czy to ma coś z tanga?
– Na upartego może i ma.
– Dziękuję ci kochanie!!!!!!!!!!!!!
Co za ulga. Miałem alibi, no i popłynąłem. Tym nocnym Buenos Aires, tym że choć On i Ona, są tak blisko siebie, nie zatańczą już razem. Taki trochę przedwojenny klimat, ale raczej skierowany w stronę słuchaczek. Zanim obiad był gotowy skończyłem tekst. Świadom, że czeka mnie trudna przeprawa z zespołem. Przeczytałem całość Ulce, wysłałem faksem do Lublina i mówię: uważaj teraz się zacznie. Za cztery godziny telefon. Dzwoni Romek: słuchaj Mogiel co to za tekst? Jaki atrament? Jakie Buenos Aires? Jakie tango? No to ja tłumaczę, że to wielki świat, że trzeba „szeroko”, że muzyka mnie zainspirowała. A on swoje: no dobrze, ale spróbuj coś innego.
Andrzej nie chciał czegoś innego. Mało tego, specjalnie zwlekał z wysłaniem tekstu wiedząc, że za dwa dni Budka wyrusza na dłużej do Australii. Przed wyjazdem trzeba było nagrać materiał na płytę. Podobno ostatecznie przekonała Lipkę jego żona, a on sobie znanymi sposobami przekonał kolegów.
Chociaż nie do końca. Tak dalece nikt nie wierzył w sukces „Tanga”, tak bardzo Krzysztof Cugowski nie lubił go śpiewać, że pierwsze wydanie nowego albumu ukazało się z naklejką „na płycie przebój ‘Jeden_raz’”. A jednak, nie ta piosenka miała rozpocząć kolejny rozdział w historii Budki Suflera. 23 lata od wydania pierwszego long playa, zespół znów sprzedał milion płyt[3].