Zastanówcie się sami — czemu w domu, nocami,
tylu ludzi się budzi — i wam też chce się wyć?
Na obiedzie u cioci wylewacie kompocik
i płaczecie w klozecie — jak by hańbę tę zmyć?
To z lat dawnych w was gości superata młodości,
głupstwa, lęki i męki, których z serca nie wygnał czas.
Czasem męczy myśl taka — zabić w sobie szczeniaka,
lecz mknie czas, a jak drzazga — to szaleństwo tkwi w nas.
Ty też wiesz — co to znaczy — czy za szybko czas gna,
czy za powoli? — To boli i się kończy na łzach.
Będziesz tęsknić do krzyku za ptakami tropików,
a tu noc i znajomi i deszcz stuka o dach…
Tylko czasem, wśród mroku, straszy i krąży wokół
zamyślony marabut, w lepkich błotach błądzący ptak.
Lecz dzień lęki wymiecie, więc spokojnie możecie
drzwiami trzasnąć i zasnąć, gdy „dobranoc” powiemy Wam. [2]